Mała, dotąd nieznana przeze mnie ulica „Koci szlak” dała mi więcej radości, niż niejedna sukienka. Choć większość kotów siedziała dumnie na płocie spoglądając tylko obojętnym wzrokiem, to szelest liści, który okazał się gromadką małych kociaków biegnących w moją stronę była zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaka mnie ostatnio spotkała. Taka zwierzoterapia.
photos by Sebastian Zawalski
rany, a gdzie jest taka magiczna ulica?:)
OdpowiedzUsuńW Łodzi na Księżym Młynie.
OdpowiedzUsuńuśmiechnięte zdj z kotami jest boskie :)
OdpowiedzUsuńoo też chcę takie miejsce u mnie w mieście ;)
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńInteresujący blog, bardzo miło mi się go czyta, zdjęcia świetne!Słodkie kociaki;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń